Bogactwo życia literackiego przed wojną wynikało stąd, że nie istniała jeszcze masowa rozrywka w postaci mediów. Radio i doktór były dla bogaczy, zaś w kinie nie da się wysiedziec czterech godzin dziennie.To kontakt ze słowem pisanym dawał najczęsciej wytchnienie i wiedzę o świecie. Wyrabiał gusta i opinie. Stąd i polityczne podchody wokól literatury, podobnie jak wokół dzisiejszych stacji telewizyjnych.
W Polsce "Ludowej", jak większość z nas pamięta, program telewizyjny (pod koniec PRL z rozpędu dwa programy) zaczynał się po południu i trwał do północy, dwie trzecie swego czasu oddając głowom gadającym rytualnymi zaklęciami. Miedzy innymi dlatego literacki światek, choć nielitościwie skastrowany - jak całe ówczesne życie społeczne - docierał jakoś do zwykłych ludzi, sięgających po książkę często - choćby z konieczości. A wśród kąkolu tu i ówdzie trafiało się ziarno pszenicy, po które złakniony porządnego towaru czytelnik stał w kolejkach.
Po wejściu do Polski kapitalizmu telewizja rozwinęła się wprost wybuchowo, zajmując fundamentalne miejsce wśród rozrywek i źródeł informacji. W dodatku rynek księgarski zalała masowo tłumaczona pulpa z Zachodu. Półki księgarń stały się dla zwykłego odbiorcy białym szumem. Przebić się przez niego mogły tylko nazwiska i tytuły rozgłoszone w mediach, a media, jak jest i po dzień dzisiejszy, trzymała sitwa, pilnująca by nie dopuścić do głosu nikogo zdolniejszego, lub myślącego inaczej. Telewizja nie wymagała zastanowienia, wyboru, ani co najważniejsze - wydatków. Wystarczyło wejśc do domu i pstryknąć pilotem.
Nie może dziwić, że w takich warunkach i znaczenie literatury - oprócz klasyków, wbijanych do głów podczas obowiązkowej edukacji - zeszło na psy, oraz że stracił na popularności krąg jej twórców, uzupełniany w dodatku z nudnych i podobnych do siebie jak dwie miski flaków w dworcowym barze - krewnych, znajomych i protegowanych Mi królika.
Kiedy po erze telewizji nadciągnął Internet ze swoją nieweryfikowalnością, pustotą i krzykliwym przekazem bez treści, kleconym na kolanie przez specjalistów od wszystkiego i niczego, mogło byc już tylko gorzej.
Jak widać przyczyny złożonych zmian bywają bardzo proste: jak to ktoś powiedział "góra stoi". Jak wół. I nie widzi jej tylko ten, kto cały czas "w księgach siedzi, prorokuje, bajtlom w głowach mąci" mnożąc ponad konieczność byty i intrygi. Ale cóż, Internet.
A tak w ogóle, ulubiona metoda walki Takedów, to była zmasowana szarża w szyku "Obracające się Koło". Prędkość i manewr; to dość typowe dla kawalerzystów.