Kiedy wczoraj późną nocą oglądałem diagram amerykańskich sondaży, moją uwagę zwrócił czerwony pas poparcia dla Trumpa. Pas biegnący z południa na północ, przez środek Stanów, przez "interior" odległy od leżących na obu wybrzeżach ośrodków polityki, hałaśliwej popkultury i agresywnego, zadufanego w sobie ideolo. Diagram nie pozostawiający wątpliwości: przemówił Jesusland.
Od razu przypomniałem sobie nasze wyborcze diagramy, nasączone głębokim błekitęm południe i wschód. Kraj ludzi starych, ubogich, niewykształconych i małych ośrodków. Ludzi pragnących wieść życie ciche i spokojne, z pracy własnych rąk, w zgodzie z przykazaniami własnej wiary i według zasad zdrowego rozsądku. Ludzi zakorzenionych i wydających owoce.
Zaraz potem przypomniałem sobie inne wybory, we Włoszech gorącego 1948 roku, kiedy masowe poparcie tamtejszej prowincji pozwoliło chadekom zatrzymać pochód stalinowskiego Frontu Ludowego i utrzymać w Europie, podzielonej żelazną kurtyną, kruchą równowagę - aż do lepszych czasów. I słowa pewnego włoskiego deputowanego, które rzucił w twarz rozkrzyczanym kolegom z parlamentarnej lewicy: Błogosławcie dewotkom, z których się śmiejecie: gdyby nie one, nie bylibyście dziś ludźmi wolnymi.
A jeszcze później zajrzałem - jako typowy człowiek z południowego wschodu - do najnowszego "Gościa Niedzielnego", na którego ostatniej stronie pisze profesor Nowak*. A pisze o tym, jak to jeden z jego dyskutantów porównał globalizację podważającą znaczenie polityk narodowych i znaczenie tzw. narodu do... wiary religijnej, zaś próby repolonizacji, ponownego określenia i wzmocnienia tożamości narodowej, do... reakcji pogańskiej z czasu pierwszych Piastów .
Bez obaw: dyskutant prof. Nowaka nie tylko dysponuje pełnią umysłowych władz, ale nawet nosi tytuł profesora zwyczajnego nauk społecznych. A jego wypowiedź ma, wbrew pozorom głęboki i spójny sens. Już od czasu "Psychologii tłumu" wiadomo, że idee, aby miały moc władania umysłami i zmieniania struktury społecznej, muszą mieć formę i powagę religijnej wiary.
Zaś niewytłumaczalne - z punktu zdrowego rozsądku - posunięcia i priorytety zwolenników globalnego państwa, ich nieskalana refleksją ani empatią gorliwość we "wprowadzaniu postępu", świadczy o tym, że swoje ide traktują niby dogmaty - bezkrytycznie. Czynią z nich treść swego życia. A przede wszystkim... nie tolerują w swojej obecności innych dogmatów i wiar.
Profesor Nowak retorycznie pyta: Jaka jest ta nowa wiara? Co nam daje?(...) Gdzie są wasze katedry(...)? Gdzie wasza globalna, postnarodowa duchowość?Niestety, mam wrażenie, że duchowość "świętej globalizacji" otacza nas, dotyka i wali po oczach. Jej przykazania znamy ją pod bardzo adekwatną nazwą: poprawność polityczna. Niepokoi, że nie ma w tej duchowości zasady szacunku dla osoby czy życia, a jej credo trafnie ujął red Jackowski, jeszcze w roku 1991: wolność- tylko od pasa w dół.
Wygląda na to, że dziś w nocy, po drugiej stronie globu odbyło się wielkie starcie cywilizacyj.I że cywilizacja chrześcijan jeszcz raz odniosła zwycięstwo, nawet jeśłi do jego odniesienia posłużył człowiek przypadkowy, z obozem zwycięzców związany tylko posiadaniem wspólnego wroga.
Sól ziemi nadal potrafi nadać jej swój smak. Gdyby było jej więcej, mogłaby nawet powstrzymać zepsucie.
* Wprawdzie według salonowych królów wiary i patriotyzmu zarówno pismo, jak i piszący są w niewystarczającym stopniu partriotyczni, ale nic to: dla salonowych tuzów wiary i patriotyzmu nawet sługa boży Stefan kardynał Wyszyński nie był "prawdziwie wielkim księciem Kościoła".
Taki mamy klimat.