Zachowałem cię, łzo moja, tylko na wyjątkowe chwile.
Kalif Abu Dżafar Abd Allah Ibn Harun al-Mamun, do nowo przyjętej kucharki
Oni nigdy nie pochodzą z ludu, spośród walczących w pocie czoła o porcję codziennego chleba. Ich matecznikiem jest zasobny warsztat szewski, dom fabrykanta futer, plantatora cukrowej trzciny, należącego do nomenklatury dziennikarza. We wczesnym dzieciństwie wykazują zdolności. Szczególne zamiłowanie mają do ksiąg, do opowieści o tytanach i herosach. Ciasno im w przyrodzonej skórze, w kantorze, prawniczej kancelarii, przy instruktorskim biurku, w zakładzie mężczyźnianego krawiectwa. Ich przeznaczeniem jest nieśmiertelna sława.
Nigdy nie chodzi im o niski zysk. Nigdy nie boją się śmierci. Tłum profanów nigdy nie zauważa ich w porę. Niepostrzeżenie chwytają pochodnię, unoszą ją wysoko nad głowę, śmiałym gestem ciskają przed siebie. Sanktuarium, wypieszczone troską stuleci, płonie jak wulkan, wielu z tłuszczy pątników ginie wraz ze swą świątynią. Im to nie przeszkadza. Na szeroko rozstawionych nogach patrzą na niebotyczny słup dymu. Na swoją wieczną sławę.
Pierwszy zbiornik z gazem. Drugi zbiornik z gazem. Trzeci zbiornik z gazem.
Biada nam.
Imię tych "Szewców"? Legion. Herostrates, Tais, François-Maria, Benito, Che, Fidel, Ozjasz, Adam, drogi Bronisław.