No i podejrzanego o berliński zamach zastrzelono. Podczas przypadkowego spotkania z mediolańską drogówką. Sprawiedliwości stało się zadość i nikt nie będzie żałował, że odpadła okazja do zadania paru pytań. Np. takiego, skąd znalazł sie w Mediolanie człowiek, którego niemiecka policja szukała przy granicy z Polską. Nie zmyślam, to informacje ze źródła poza podejrzeniami: TVN 24 podała, że zamachowca poszukiwano w "szerokim na 30 kilometrów pasie przylegającym do polskiej granicy".
Jak uczy historia niemieckiej np. drogówki, służbistym Teutonom rzadko zadarza się zatrzymać dokładnie na granicy. Ciekawie byłoby się dowiedzieć, czy tym razem granicę ktoś przekroczył, z kim się spotkał i o czym rozmawiał. Co przywoził, co wywoził, kiedy wraca.
Zwłaszcza, że przedświąteczne nastroje w Polsce pełne są niepewności, szerzą się niepokoje i kassandryczne przepowiednie. Ot, w jednym z ostatnich felietonów, Stanisław Michalkiewicz, wspominając o warszawskich ciągotach do Majdanu, zatrącił, że za płynącym z Ukrainy strumieniem ludzi napływa rosnący - ponoć - przemyt broni, a połączenie tej broni z tymi ludźmi może dla naszej przerwy swiątecznej nieść przykre skutki.
Nie podzielam akurat tych niepokojów Pana Stanisława. Przemyt broni z Ukrainy płynął - ponoć - zawsze, w rozbrojonym kraju, gdzie rynek jest tak biedny, że nawet drogą kradzieży jest "giwerę" trudno zdobyć, chętnych nigdy nie brakowało. Poza tym, nasza biedna Ojczyzna od długich lat jest dla polityków i służb wszelkich mocarstw zajezdną karczmą, zaś ubogim jak kościelna mysz i mającym Rosjan na karku Ukraińcom udział w aktach terroru jest tak potrzebny, jak, nie porównując, polskim kierowcom TIR-ów.
Wesołych Świąt, zatem, niech jeszcze tym razem stanie się chwała Bogu na wysokości.
A na ziemi - pokój ludziom dobrej woli.
